poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 3



Serce ma swoje racje, których rozum nie zna.
                                                                                                         Blaise Pascal





           Siedząc w samochodzie obserwowałem Sakurę wchodzącą do budynku szkolnego. Wygodniej oparłem się o siedzenie, lekko trącając Sasoriego. Spojrzałem na Konan siedzącą obok. Wpatrywała się zamyślona w okno.






          -Wiesz, byłaś trochę niemiła, Konan. – Spojrzałem na dziewczynę z wyrzutem. Drgnęła słysząc swoje imię, jednak nie odwrócił się w moją stronę. Prychnąłem pod nosem. – Bądź sobie zła, ale mnie nie ignoruj – fuknąłem w jej stronę.




- Wal się. – Padła cicha, przepełniona wrogością odpowiedź dziewczyny. No WAT? Co to w ogóle jest? Nie ogarniam tych pieprzonych babskich humorków. Jęknąłem gubiąc się w zaistniałej sytuacji.




           - O co ci się, do chuja, rozchodzi, co ? Bo wybacz, ale nie łapie, chociaż bym bardzo chciał. – Poczułem lekkie stuknięcie w bok. Z oburzeniem zerknąłem na chłopaka siedzącego obok. – A ty co, Akasuna? Guza szukasz ? – Nic nie odpowiedział  na moją zaczepkę. Mały, rudy kurdupel.




          - Deidara ma rację, Konan. – Do rozmowy postanowił wtrącić się Yahiko. – Nie powinnaś tak na niego najeżdżać. Na Sakurę też, przecież nic ci nie zrobili, a tym bardziej ona.




          - Ty też jej bronisz?! – Oburzona dziewczyna złapała za zagłówek i pochyliła się bliżej rudego.  Z wypisanym na twarzy ‘o-co-jej-kurwa-biega’ odwróciłem się w stronę Sasoriego.  Ten lekko zdziwiony, jednak mający dalej gdzieś zaistniałą sytuację, wzruszył ramionami. – Nie dość, że ten kretyn… - Tu wskazała na Hidana, który z oburzeniem chciał już zacząć jej sapać, ale przerwała mu Konan. – Zabujał się w niej i skacze wkoło niej jak pies, to jeszcze ty. Może jeszcze Akasuna dołączy do klubu, co ? – Opadła na siedzenie. Nastał cisza.




          - W takim razie też jesteś kretynką. – Do rozmowy, o dziwo, wtrącił się Sasori. Boże! Nie ogarniam! O co im wszystkim chodzi ? Czy ja na serio jestem idiotą ?! Nie, jest jeszcze Hidan, hehheheheh.




          -Co masz na myśli?




          -Sama  się zabujałaś, więc też jesteś kretynką. – Ta gnida, Akasuna oczywiście, bo kogo innego mógłbym mieć na myśli, burknął jedynie do siebie i zamilkł. Zaraz po tym jak Yahiko zatrzymał samochód, otworzył drzwi i w typowym, powolnym, dla siebie tempie powlókł się stronę budynku uczelni. Ja zrobiłem to samo tylko rzuciłem jeszcze krótkie ‘yo’ reszcie.




          Torba,  pełna szkiców projektów do wykonania, lekko obijała się od mojej nogi podczas truchtu. Czułem się jak pies goniąc za tą małą wredotą. Tak naprawdę to Sasori nie był jakoś bardzo niski. No ale kurde! Nie oszukujmy się, nie należał też do tych wysokich. Założę się, co najmniej pięć centymetrów dodawały mu te sterczące we wszystkie strony kudły. I glany. Jego styl ubierania się był dziwny. Bo nie wiem jakiego innego słowa mam użyć odnośnie jego osoby. Ech… nawet nie umiem tego opisać. Dzisiaj dla przykładu miał glany, czarne rzecz jasna. Do tego spodnie, ciemne bo jakby inaczej, szerokie w kroku i kolorowa bluzka, na której była skórzana kamizelka. No i co to jest ja się pytam ?! Ale, ale. Wróćmy się do dnia wczorajszego! Ciemne spodnie przy ciele, biała koszula i marynarka. No jak ?! Jedno wielkie bezguście. Hehehe, znaczy się, małe.




           -Ej, Sasori ! – krzyknąłem głośno żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Rzucił przez ramię na mnie wzrokiem i poszedł dalej. Co za nietryb. – Poczekaj no! – wrzasnąłem głośniej i przyspieszyłem. Gdy do niego dobiegłem uraczyłem go rozzłoszczonym spojrzeniem. – Nie mogłeś poczekać?




          - Po chuj? – I to by było na tyle. Akasuna był małomównym gnojem. Odzywał się wtedy kiedy chciał lub musiał, często olewał moje pytania, słowne zaczepki. Jebany był skryty. Praktycznie nic o nim  nie wiedziałem. Znaczy się, coś tam wiedziałem, ale takie same pierdoły. Imię, wiek, miejsce zamieszkania, ulubione danie, ułomne pojęcie o sztuce… I wiele innych. A mimo, że jesteśmy przyjaciółmi, może to tak nie wyglądać ale tak jest, nigdy nie przyszedł do mnie z problemem, nawet po małą radę. Jak go o to zapytałem, to odpowiedział, że woli radzić sobie sam. A jeżeli chodzi o mnie, to trułem mu głowę najmniejszą głupotą. I mimo, że się przy tym zajebiście, mocno wkurzał to i tak mi pomagał, jak tylko umiał.




          - Eeee, idziesz z nami dzisiaj na imprezę ? – znudzonym głosem zwróciłem się do Sasoriego. Spojrzał na mnie z powątpieniem i wrócił do grzebania w plecaku. – No,  Saso. – Przeciągnąłem jego przezwisko. – Wyjdź od czasu do czasu z tej nory i zabaw się człowieku! Młodość to najlepsze co mamy w tym ulotnym życiu, stary!




          - Powiedziałem już co na ten temat myślę.




          - Sęk w tym, że nic nie powiedziałeś, łomie. – Na tym skończyła się moja, zajebista rozmowa, z przyjacielem.




                                                                              ***




          Wykład ciągnął mi się niemiłosiernie długo.  Słońce lekko przygrzewało mi  na twarz, przez co jeszcze bardziej się rozleniwiłem. Spojrzałem na Akasunę. Zaciekle coś notował na kolejnej z kartek. Że też mu się chce. Ja myślami byłem daleko od tej zapyziałej sali. W miejscu zwanym rajem. Dyskoteka pełna pięknych laseczek. Och! Te cycuszki!




          -Ślinisz się.




           -C-Co ? – jęknąłem zażenowany, dyskretnie ocierając mokry kącik ust. Ten rudy pedał spojrzał na mnie i powrócił do notowania. Ty szczylu, ty, ty złamasie, gburze, chamie. Wymyślałbym dalej dziwne przezwiska gdyby nie głos wykładowcy dziękujący za uwagę. Zebrałem wszystkie swoje rzeczy i znowu podążyłem za Sasorim. Kurna, no pies. Co ze mnie za przydupas, noo.



Wybiegłem z sali, wyszukałem wzrokiem rudą czuprynę przyjaciela i uwiesiłem się na nim. Próbował strzepnąć moją rękę, ale mu się to nie udało. Zarechotałem zwycięsko.- Neee, Saso, czemu nie chcesz iść z nami?




          -Mam coś do zrobienia. – Burknął i westchnął. – Daj se siana i spadaj, okej ?




          -Oj, no nie bądź taki. – Rzuciłem rozbawiony i puściłem jego ramię. Założyłem obie dłonie za głowę, - Karzełku, znowu będziesz siedział przy tych kukłach?




          -Wal się. – Poprawił plecak zwisający na ramieniu i zniknął za rogiem. No to tyle go widziałem. Rozejrzałem się po korytarzu i sięgnąłem po komórkę do kieszeni spodni. Było kilka minut po drugiej, dlatego skierowałem się do wyjścia z budynku. Przy drzwiach spotkałem Hidana. Niemal od razu mnie zauważył i bez słowa do mnie dołączył. Szliśmy w ciszy, gdy zauważyliśmy stojącą przy samochodzie dwójkę znajomych osób. Yahiko opierał się o drzwi kierowcy, Konan natomiast opierała się o tylne drzwi pasażera po przeciwnej stronie.




           -Oho, będzie ostro. – Hidan skomentował to cichym gwizdnięciem i gardłowym rechotem. – I co się śmiejesz palancie? Będziemy musieli znosić humorek Konan. Za bardzo mi się to nie uśmiecha.




          - To na ciebie się uwzięła, blondyno. Do mnie nie ma żadnego problemu.- Cwaniacki uśmiech rozciągnął jego usta.




           - Hee? Na ciebie też najechała, za to, że podoba ci się moja siorka. Pamiętasz może, czy twój mózg jest zbyt malutki, żeby zapamiętać takie rzeczy? – Chciał coś powiedzieć, ale w chamski sposób go zlałem i nie zważając na pytający wzrok Yahiko, wpakowałem się do samochodu. Rzuciłem plecak między nogami i włączyłem radio zagłuszając jakiekolwiek dźwięki. Dopiero Yahiko wsiadając do środka przyciszył je na tyle, że można było spokojnie porozmawiać .




           - A gdzie Sasori ? – Reszta ekipy wsiadła do środka.




          -Polazł gdzieś. Pewnie z nami dzisiaj nie jedzie. – Odpalił samochód i wyjechał z parkingu pakując się w najgorszy, możliwy korek. Zajebiście no!



          
                     ***




          Do domu dotarłem nie dość, że godzinę później, to zmęczony jakbym maraton przebiegł. Pod drzwiami znalazłem się , nawet nie wiem kiedy. Teleportowałem się kurwa, heheheh.




          -Cześć ojciec! – krzyknąłem na cały dom tak  by mnie usłyszał. Z kuchni dobiegło mnie jego powitanie. Rzuciłem kurtkę, buty położyłem przy szafce i z rękami w kieszeniach ,i torbą przewieszoną przez ramię, pokonałem schody. W moim obecnym stanie był to wielki wyczyn. No bo kurcze. Dziewięć schodów, dzielących mnie od cieplusiego i milusiego łóżeczka, było jak Mount Everest. Przeżyłem istną mękę zmuszając się do zgięcia nóg. Przechodząc obok pokoju Sakury nie usłyszałem nic. Pewnie jeszcze nie wróciła. 




          Drzwi do mojego pokoju otworzyłem lekkim kopniakiem i od razu walnąłem się na łóżko. A teraz spać!




         Ze snu obudził mnie ostry dźwięk mojego telefonu. Zerwałem się jak oparzony i zaspanym wzrokiem spojrzałem na wyświetlacz urządzenia. Cholerne światło! Czemu jest takie mocne?




           - Czego ? – niemiłym głosem odezwałem się do osoby po drugiej stronie.




          -Spokojnie. – Rozległo się ciche burknięcie. Oho, wielki pan i władca był zły, wkurwiony. Będzie ciężko. – Czemu nie powiedziałeś Yahiko, żeby na mnie zaczekał, szujo ? Przecież wiedziałeś, że idę tylko na chwilę do wykładowcy. Przez ciebie musiałem targać do domu z buta. – Lawina pretensji zasypała mnie po same uszy. Co się rozgadał chłopaczyna.

   
          -E, Saso, to ty bądź spokojny. Przecież nic mi nie mówiłeś, żeby poczekać. – Przeczekałem kolejną wiązankę przekleństw pod moim adresem i kolejne jego pretensje. – Kurwa! Sam polazłeś nic nie mówiąc, więc zamknij się i daj mi spokój, czaisz ? – Po tym rozłączyłem się i odrzuciłem telefon w kąt. 




          Spokojnie Deidara, luzuj. Przecież to nie twoja wina. Nie powinieneś przejmować się takim złamasem jakim jest ten kurdupel. Mikrob, no!




          Wygiąłem się jak najbardziej umiałem i sięgnąłem po torbę leżącą niedaleko mnie. Przeszukałem ją dokładnie, ale nie znalazłem tego co chciałem. Westchnąłem cierpiętniczo.




           -Kurwa, muszę ruszyć dupę do sklepu. – Siedząc na łóżku ogarnąłem wzrokiem pokój. Średnich rozmiarów i strasznie zagracony. Ale co zrobić? Jestem w końcu artystą! Sprężystym krokiem wyszedłem z pokoju, uprzednio zabierając ze sobą portfel. Zbiegłem po schodach, założyłem buty a, w  rękę chwyciłem kurtkę. Przechodząc obok salonu zauważyłem Sakurę i ojca. Rześkie powietrze uderzyło w moją twarz.




          Co do mojej rodziny to mimo wszystko mocno byłem z nią związany. Fakt faktem, z  ojcem od samego początku nie miałem dobrych relacji. Jak to typowy ojciec chciał, żebym zapisał się do sekcji piłkarskiej, ja natomiast wolałem kółko plastyczne i zamiłowanie do sztuki, które pozostało do tej pory. Z tego powodu przestałem się z nim dogadywać. Gdy wracałem ze szkoły nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia. Mimo moich usilnych prób zwrócenia na siebie uwagi ojca, nigdy nie dostałem od niego jakiejkolwiek pochwały. Ojciec dogadywał się wspaniale z Sakurą. Nie dziwię się skoro odnosiła sukcesy w sporcie. Z moją siostrą dogadywałem się dobrze. Jako dzieci bawiliśmy się cały czas razem. Zmieniło się to dopiero po naszym wejściu w wiek dorastania. Rywalizowaliśmy wtedy o wszystko i kłóciliśmy się na każdym kroku. W sumie nic w tym dziwnego, w każdym rodzeństwie tak jest. Temu wszystkiemu spójności nadawała osoba mojej mamy. Mimo różnicy zdań potrafiła połączyć całą naszą rodzinę w całość. Była łącznikiem między mną a ojcem, a z Sakurą godziliśmy się dzięki jej namową. Obydwoje byliśmy do niej przywiązani. Wiedzieliśmy, że w każdej sytuacji nam pomoże, nie ważne jak bardzo trudna i ciężka by była. Była moim wzorem do naśladowania, człowiekiem idealnym. Dlatego wielkim szokiem była jej śmierć. Miałem wtedy osiemnaście lat. Za dwa tygodnie miałem kończyć liceum. Razem z mamą przygotowywaliśmy się do tego wydarzenia. Rozplanowaliśmy cały dzień. Jednak z tego planu nie zrealizowałem kompletnie nic. Mama pracowała jako neurolog w szpitalu i tamtej pamiętnej środy wypadła jej nocna zmiana. Patrzyłem jak w szybkim tempie zbiera swoje rzeczy i pędzi do samochodu na złamanie karku. Pożegnała mnie buziakiem w czoło co skomentowałem cichym westchnięciem, to  samo zrobiła z ojcem i tyle było ją widać. Przed wyjściem pożyczyłem jej bezpiecznej drogi, jednak tym razem taka nie była. Z tego całego pośpiechu nie zauważyła zmiany świateł i wjechała na skrzyżowanie wprost pod ciężarówkę. Dostaliśmy telefon od policji. Po nim, razem z ojcem, udaliśmy się do szpitala. Gdy dotarliśmy na miejsce trwała operacja. Jej koleżanka udzieliła nam kilka podstawowych informacji. Kręgosłup i narządy wewnętrzne poważnie uszkodzone, dodatkowo odłamki szyby wbiły się w jej ciało. Cudem było, że nie wykrwawiła się przed przyjazdem karetki. Pomimo usilnych starań lekarzy, mamy nie udało się uratować. Rany zewnętrzne zostały zatamowane, jednak obrażenia wewnętrzne były zbyt poważne. Po długich godzinach oczekiwania zostaliśmy wpuszczeni na salę. Widok ciała mojej matki utkwił mi w pamięci do tej pory. Szwy były wszędzie, mniejsze lub większe, pokrywały kończyny, głowę i zapewne tułów. Na początku cofnąłem się o krok z przestrachem. Patrząc na nią, leżącą bez ruchu, bladą, z zamkniętymi oczami - biłem się z samym sobą. Nie chciałem dopuścić do siebie tej okropnej myśli. Chciałem żeby żyła, żeby była przy mnie. Później razem z ojcem długo płakaliśmy. Ignorowaliśmy też telefony mojej siostry. Po tym wydarzeniu Sakura zmieniła się. Nie chodziła do szkoły, przestał widywać się ze znajomymi i rzuciła pływanie.  Ociepliły się też nasze relacje, staliśmy się dla siebie wsparciem. Na ojca nie mieliśmy w tamtym czasie co liczyć. Odgrodził się od nas grubym i szczelnym murem.




           -Marlboro czerwone, poproszę . – Kasjerka spojrzała na mnie i  po chwili podała mi paczkę papierosów. Zapłaciłem i wyszedłem ze sklepu, wyciągając trujący rulonik z paczki. Włożyłem go sobie do ust, podpaliłem i skierowałem się z powrotem do domu.



Byłem prawie w furtce prowadzącej na moje podwórko, gdy niemal wpadłem na Sakurę.



  
          - A ty gdzie ? – Otaksowałem ją od góry do dołu. – A, imprezka. – Uśmiechnąłem się do niej i przeszedłem obok.-Dobrej zabawy! – Krzyknąłem zanim wsiadła do auta. Spojrzałem na wyświetlacz. Było kilka minut po dwudziestej. Wybrałem numer i nacisnąłem zieloną słuchawkę.




           -Yahiko? – Zacząłem bez zbędnych powitań. – O której będziesz?




           -Gdzieś za półtorej godziny, szykuj się już. – Potaknąłem i zakończyłem rozmowę. Skierowałem swoje kroki do łazienki.



          
                         ***




           W klubie było tłoczno. Ale to dobrze! Dużo cycastych laseczek. Teatralnie zatarłem ręce i oblizałem usta. Podszedłem do baru i zamówiłem piwo. Przysiadłem się do Hidana i rozpoczęliśmy nasze łowy. Na początek trzeba było wyłowić wzrokiem jakąś ładną lalunię. W oczy rzuciła mi się brunetka, szczupła i wysoka, o dość pokaźnych walorach. Poderwałem się na nogi.




           -Piątek podrywu początek! – Z tym okrzykiem podążyłem na parkiet w ślady mojej dzisiejszej wybranki.




           Przeciskając się przez bawiący się tłum w oczy rzuciły mi się długie różowe włosy mojej siostry. Rozdarty między Sakurą a piękną brunetką stanąłem na parkiecie. Przygryzłem wargę i powiodłem wzrokiem za pięknością. Cholera, że akurat teraz musiałem natknąć się na Sakurę. Nie myśląc już więcej poszedłem w kierunku dziewczyny. Wyciągnąłem ręce przed siebie i objąłem ją w pasie. Początkowo nie reagowała, jednak po chwili wyrwała się przed siebie.




            -I co się tak boisz, co ?- krzyknąłem a ona spojrzała na mnie wrogo.




            -Deidara ty skończony kretynie! Zamiast mózgu masz glinę czy jak? – Zdzieliła mnie po głowie i po sekundzie zaczęła bujać się w rytm muzyki. – Gdzie siedzicie?




           -Tam. – Bez ogródek wskazałem w kierunku mojej ekipy. Spojrzałem na nią. Wyrażała jakby chęć pójścia ze mną. Westchnąłem. – Idziesz? – Chwilę później już siedzieliśmy przy stoliku.




          Yahiko nie zwrócił zbytniej uwagi na przybycie kolejnej osoby. Konan mierzyła Sakurę zabójczym wzrokiem. Nawet ja się przestraszyłem. Natomiast Hidan widząc moją siostrę zareagował nadzwyczaj entuzjastycznie. Krzyknął coś do niej i prawie się na nią rzucił. Przysiadłem się do stołu wdając się w rozmowę z Yahiko. Po jakiejś chwili zauważyłem jak przed Saki ląduje drink, i później kolejny i jeszcze następny.  Lekko się tym zmartwiłem. Oczywiście niemiałem nic przeciwko żeby Sakura piła, ale z umiarem, okej ? Nie uśmiech mi się targać ją pijaną do domu. Znając życie dostałbym jeszcze zjebke, że jej nie upilnowałem.




           - Siostra, nie rozpędzaj się tak.




          -Jest okej! – Jęknąłem kiedy spojrzała na mnie pijackim wzrokiem. Wstał chwiejąc się przy tym i złapała Hidana za rękę i z dzikim okrzykiem ruszyła na parkiet. Boże !




           - No to widzę Dei, że podryw udany. Niezła laska. – Z jadem w głosie zwróciła się do mnie. Spojrzałem na nią zły. Nie miałem siły i najmniejszej ochoty się z nią teraz kłócić. Postanowiłem to  olać. – Nawet mi się nie odgryziesz? No wiesz co..




           -Konan, daj spokój, co? Wnerwiasz mnie. – Spokojny dotąd Yahiko warknął do dziewczyny. Ich późniejszą kłótnię olałem rozglądając się za Sakurą. Nie widziałem ich nigdzie na parkiecie, dlatego też wstałem od stolika i skierowałem  się do wyjścia zapalić. Wzdrygnąłem się, gdy zimne, nocne powietrze zderzyło się z moim rozgrzanym ciałem. Włożyłem ręce do kieszeni i rozejrzałem się naokoło. Zszokowany zatrzymałem wzrok na całującej się parze przy ścianie. Oczy wyszły mi z orbit, gdy pocałunek przeniósł się zupełnie na inny poziom. Nie czekając dłużej podbiegłem do nich, chwyciłem chłopaka za ramiona i odrzuciłem jak najdalej umiałem. Spojrzałem na osuwającą się po ścianie dziewczynę.




           -Co ty do cholery wyprawiasz?! – Złapałem ją mocno za ramię i przyciągnąłem do siebie. Była niczym szmaciana laleczka. Mógłbym z nią zrobić wszystko. Spojrzałem na Hidana.




-Och no nie przesadzaj. My tylko… - Dokładnie słyszałem nutę pretensji w jego głosie.




           -Zamknij się gnoju i wracaj do środka! – Wkurzyłem się i to bardzo mocno. Chłopak spojrzał na dziewczynę przy moim boku i wszedł do budynku. Wkurzony popchnąłem dziewczynę na ścianę. Odbiła się od niej i cicho jęknęła . - Pytam się, co ty odwalasz ?! Alkohol wyżarł ci mózg? Żeby jeszcze z Hidanem… Pomyślałaś co powiedziałaby mama?!




          -Zamknij się i o niej nie wspominaj! Nie ma jej tu, więc… - Nie zrozumiałem za bardzo jej pijackiego bełkotu.  Nie czekając długo przykucnąłem przed nią i kazałem wejść na plecy. Objęła mnie mocno drobnymi rękami wkoło szyi, ja chwyciłem ją pod kolanami.  – Gdzie idziemy ?




           - Zobaczysz.




          -Zadzwoń do Naruto. – Usłyszałem jej ciszony głos przy uchu. Faktycznie, ktoś z nich powinien wiedzieć, że Sakura już nie zawita na parkiecie. Z blondynem dogadałem się szybko i bez problemu. W tym momencie kierowałem się do domu jedynej osoby, która mogła nas poratować.  Itachi mieszkał całkiem blisko, więc po chwili stałem już pod drzwiami. Tak jak myślałem, Łasica nie odmówił nam. Poświęcił nawet swoje łóżko, żeby Sakura się wyspała a sam po krótkiej wymianie zdań ze mną, zasnął na podłodze. Zrobiłem to samo, ale przez chwilę obserwowałem spokojnie śpiącą dziewczynę i zatelefonowałem do domu. Jutro będzie ciężki dzień.



                                                                                                                                                                                                                                                             
             ***




           Tak jak się spodziewałem, poranek był straszny. Co prawda nie dla mnie tylko do skacowanej Sakury. Gdzieś koło godziny dziesiątej razem z Itachim zostaliśmy obudzeni przez nagły łoskot, który, jak się okazało, towarzyszył Sakurze przy upadku. Podniosłem głowę i zauważyłem ją siedzącą na ziemi, zaplątaną w pościel.




            - Szlag by to. – Puściła jeszcze kilka przekleństw pod adresem pościeli i wstała. Rozejrzała się po pokoju i zwróciła uwagę na naszą dwójkę. -  Jakim cudem…? – Nie dokończyła wskazując na Itachiego a później na cały pokój.




          - Przyszliśmy do niego rano, prosto z imprezy. – Przeciągnąłem się i położyłem na łóżku. – Znaczy ja przyszedłem, ciebie doniosłem na plecach. – Zacząłem się  śmiać i po chwili dołączył do mnie brunet. Dziewczyna spoglądała i gdyby umiałam zabijać wzrokiem, to nasze ciała byłyby w strzępach. Itachi umilkł pierwszy i wyszedł z pokoju pod pretekstem zrobienia nam śniadania. Ja w dalszym ciągu naśmiewałem się z siostry. Złapała się z głowę, jęknęła i przysiadła na rogu łóżka.




          -Moja głowa. Ile ja wypiłam ?




          -Całkiem sporo, jeżeli Hidan zawrócił ci w głowie.




          -Jak to? O-o czym ty gadasz, Deidara? – Gwałtownie odwróciła głowę w moją stronę. – Co takiego zrobiłam? – jęk zrezygnowania wydobył się z jej krtani. Zdziwiony spojrzałem na nią i wstałem z łóżka.




          -Nie pierdziel, że nie pamiętasz. – Z rozbawieniem spojrzałem na wchodzącego do pokoju chłopaka. Wskazałem palcem na Sakurę. – Stary, ona nic nie pamięta!




          -To chyba lepiej dla niej, nie? Te włosy, ręce, usta… - Teatralnie się wzdrygnął. Dziewczyna spojrzała na mnie niezrozumiałym wzrokiem. Rzuciłem jej rozbawione spojrzenie i sięgnąłem po kanapkę.




         -Itachi ty też ?! Gadać mi o co w tym wszystkim chodzi! Obaj! – Uhuu,  się wkórwiła.



 
           -No Saki, domyśl się co mogłaś robić sama z Hidanem, przed klubem, zupełnie pijana –  Zwróciłem się do niej sarkastycznym tonem, na inny nie umiałem się zdobyć. – Myślisz, że ten zboczeniec przepuścił by taką okazję?




           -Ale przecież spałam tutaj.




           -Ciesz się, że Deidara nie ma takiej słabej głowy, w porę cie ogarnął i tu przywlókł, więc się nie czepiaj tylko jedz. – Nah! Z tego co pamiętam, Itachi zawsze miał ostry język tylko wtedy kiedy wymagała tego sytuacja. Dzięki temu był w stanie sprowadzić naszą dwójką na ziemię. W tym momencie zrobił to z Sakurą. Zamilkła i usiadła obok mnie. –No jedz. – Chłopak popędził ją kiedy długo nie brała kanapki. Spojrzała na niego i sięgnęła po kanapkę.




           -Dziękuje. – Burknęła z pełną buzią. Spoglądała na mnie. Matko Boska! Czemu ja muszę ją tak kochać i tak szybko odpuszczać? O Bogowie!



           - Idiotko! Nigdy więcej tak nie rób! – Napchałem sobie do buzi kanapki. – To ostatni raz jak cię pilnuje.




           -O-okej. – Itachi spojrzał na nas i po chwili klepnął Sakurę w plecy.




            -Nie martw się, jestem jeszcze ja.




           Po jego wypowiedzi wszyscy zaczęliśmy się śmiać . Do domu trafiliśmy dopiero o drugiej ,ojciec był zły, jednak to nie było problemem. Pozłości się i mu przejdzie, nie? Hehehehe.



                                                                                          
           ***




          Bożuniuniu , jaki ja jestem śpiący! Z miłą chęcią jebnąłbym się  do cieplusiego łóżeczka albo na kanapę. Nie jest aż tak wygodna, ale jest lepsza niż ta twarda, drewniana ławka. Uczelnie zdecydowanie powinny wyposażyć się w jakieś wygodniejsze ławki. 




            -Nie wiedziałem, że z twojej siostry taka imprezowiczka – cichy głos siedzącego obok Akasuny wyrwał mnie z  zadumy. – Słyszałem od Hidana. Chwali się wszystkim na prawo i lewo, że zaliczył niezłą laskę.




           -To skąd..?




           -Yahiko i Konan o tym gadali. – Rzucił mi krótkie spojrzenie i wrócił do robienia notatek. Geez, jak dorwę tego debila to mu z dupy nogi wyrwę, ale przed tym oderwę mu każdy z palców.




          - Nie mów o tym nikomu, a jakby ktoś się o coś pytał, to powiedz, że Hidan sobie coś uroił. Co Saso, zrobisz to dla najlepszego funfla? – Czepiłem się jego ramienia i otarłem policzkiem.




            -To nie moja sprawa, nie będę się w nic mieszał. – Odszepnął i strącił moją dłoń.




            -Odwdzięczę ci się.




            -Załatwione. – Uścisnęliśmy sobie dłonie i zapanowała cisza. Przekupna bestia.




                                                                                              ***




            -Oi, Siwy! – Razem z Sasorim szliśmy do samochodu po skończonych zajęciach, kiedy w oczy rzuciły mi się siwe włosy kupla. Na mój głos zareagował od razu. Momentalnie zatrzymał się i odwrócił w naszym kierunku.




           - Co tam moje ziomki ? – Wszedł między nas i zarzucił ręce na barki. Sasori wyrwał się i poszedł szybciej burcząc coś po nosem. Spojrzałem na Hidana.




           -Jest okej. Ale słyszałem, że zaliczyłeś w piątek jakąś laskę. – Wzdrygnął się lekko ale po chwili wrócił mu dobry humor.




            -Stary, taka dobra dupa, że nawet nie wiem co mam powiedzieć. Te nóżki, dupa i najważniejsze cycuszki. Wyobraź to sobie! Stoi mi od samego myślenia! – Zaczął się śmiać.




            -Nie muszę sobie tego wyobrażać. Ta laska mieszka ze mną od urodzenia. – Widziałem jak co raz bardziej rzednie mu mina.




            -Kto mu powiedział?! – Rozejrzał się po twarzach znajomych. – Ty Akasuna? Mała gnido, wielki artysta. Języka za zębami trzymać nie potrafisz, co? Może cię tego nauczę. – Ruszył w kierunku Sasoriego, ale zanim tam dotarł zagrodziłem mu drogę. Spojrzał na mnie. Chciał coś powiedzieć, ale nie dałem wykrztusić mu ani jednego słowa. Zaciśniętą pięścią wycelowałem prosto w jego parszywy ryj. Zachwiał się pod wpływem uderzenia ale nie upadł.




            -Ty gnoju! Kolejny, pożal się boże, artysta! – Gadał coś jeszcze na temat mojej sztuki, ale nie słuchałem go. Kierowany nagłym impulsem wycelowałem w jego twarz. Słyszałem trzask kości i jęk bólu. Widziałem też jak upada na asfalt obok samochodu. Złapał się za bolący i krwawiący narząd. Spojrzał na mnie wkurzony.




            -Do reszty cię pojebało?! Żeby łamać mi nos z powodu takiej kretyńskiej sprawy, kurwa ?!




           -To za Sakurę i artystów. – Posłałem krótkie spojrzenie Sasoriemu. Potaknął lekko głową i posłał m i słaby uśmiech. –  Następnym razem będziesz uważał na to co mówisz. – W czwórkę weszliśmy do samochodu. Yahiko odpalił silnik Kidy do przedniego miejsca podszedł Hidan.




          -Przesiądziesz się Konan? Nie chcę siedzieć z tyłu między tymi idiotami.




           -Sory stary, ale dzisiaj targasz na nogach. Zafajdasz mi tapicerkę. – Yahiko z udawaną skruchą zwrócił się Siwego i nie czekając na jego reakcję wyjechał z parkingu. Wszyscy się zaśmialiśmy i zaczęliśmy komentować to jak obiłem mu mordę. Może powinienem zostać bokserem ? Hehehehe.


 ***
Nareszcie ! Skończyłam ten cholerny rozdział. Tak szczerze to mi się nie podoba, ale nie miałam innego pomysłu na jego wykonanie. To wszystko tak długo trwało bo uległam małemu wypadkowi...
JA+LÓD+CHODNIK = SZPITAL I NIEDOWŁAD RĘKI 
Także miejcie na uwadze to, że to co powstało to zasługa tylko lewej rączki ! 
Więcej nie pisze, bo nie daje rady T^T
Komentujcie,tylko nie bijcie! ;<
ZABRAKŁO MI WENY I NIE MAM POMYSŁÓW! CO MAM ROBIĆ ?! T^T

5 komentarzy:

  1. Biedna! :( Mi by w życiu się nie chciało pisać jedną ręką, więc podziwiam cię! :D
    Co do rozdziału, to żartujesz?! Uwielbiam go! Deidara jako starszy brat sprawdza się znakomicie! Kocham!
    Dobrze tak Hidanowi, jak ja go nie lubię. xd
    A co do weny, to może pooglądaj jakieś zdjęcia czy coś, może się zainspirujesz! Mam nadzieję, że to szybko nadejdzie, bo już nie mogę się doczekać! :D
    I może w końcu zapoznasz Sakurę z Sasorim? Bo z tego co pamiętam, jeszcze się chyba nie poznali. :D
    Na koniec pozdrawiam i życzę mega dużo weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohohohohoh, jestem szczęśliwa, że rozdział przypadł Ci do gustu :3
      Hidan jak to Hidan~ Lubię gnoja i będzie brał udział w życiu Saki, ale nie na długo :d i będzie tym złym! xD nic na to nie poradzę :c
      Wenę już odnalazłam, kolejny rozdział się pisze :D
      Sasorek i Sakura...też booleję nad tym, że się nie znają, ale kurcze, tak chyba trzeba T^T ale już coraz bliżej !:3
      Dziękuje bardzo za miły komentarz i też pozdrawiam ! ;*

      Usuń
  2. Uuuu... nowy rozdział !!! ( moja reakcja na początku )
    Aaaaa.. Saso w rozdziale ~ (to było potem)
    Rozdział z perspektywy Deia ^,^
    To od początku..
    Bosz.. jaki z tej Konan sukin... kot. (hehe nie przeklinamy xD )
    Sasori <3 Tak bardzo rudy cwel ... brak mi na niego słów.. ale i tak jest świetnie przedstawiony xD Chociaż myślałam, że zrobisz z niego typowego bad boya, ale widać nie zgadłam xD
    Ej, ej, glany to nie jest brak wyczucia, Dei ... to jest.. to... sposób na samoobronę.. pomyśl.. jak idziesz, jesteś niski, wredny, nikogo nie słuchasz i do tego rudy to musisz się jakoś bronić przed potencjalnym zagrożeniem.. xD
    Szlocham ;_; takie soł sad ;_; brak mi słów...
    Nocka u Itacza xD w sumie oni chyba nie powinni się lubić ... tak jakoś mnie naszło, że dziwnie ich widzieć jako friendów.. Sakura koordynacja dżdżownicy xD i jeszcze nie pamięta.. ale bym śmiechła gdyby obudziła się z Hidanem w łóżku xDDD Hidan zostałbym mym mistrzem :D w sumie to i tak wariat, ale w twarz dostał. Bokser Deidara. xD Aż dziw, że nie oddał.. ;)

    Chodnik i lód powiadasz... znam gości... masowi kryminaliści... takich to od razu powinni zamykać... ostatnio się rynny jakiejś złapałam by nie upaść i ludzie się na mnie jak na idiotę patrzyli... no soł sad... mehhh...
    Na wenę, najlepsza jest wena... wypij wibovit.. polecam.. xDD
    Wracaj do zdrowia prawa rączko by móc dalej pisać !!!
    A tak na serio, to życzę ci by wena wróciła.. xD
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj po raz kolejny *hug*,
    mam nadzieje, że się ucieszysz, bo nominowałam Cię do prestiżowej nagrody Nobl.... Liebster Award! *Fanfary, bębny itp.* cieszysz się ? ( nie bij proszę ;_; ) więcej informacji na http://life-and-akatsuki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. PO DWÓCH TYGODNIACH KOMENTUJE!
    (G)rimmjow: Co z tego, że przeczytała od razu? -.-
    Bo nie miałam kompletnie weny i tak jak to kiedyś napisałaś u mnie, że nie chciałaś walnąć komenta ze zwykłym "fajnie" to ja miałam tak samo xD
    (Nn)oitra: Tylko winni się tłumaczą :>
    Zamknij ryj :D

    Na samym początku wielkie słowa współczucia związane z odrastaniem nowej ręki ;___; Straszne
    G: Nnoi czy ty to widzisz?
    Nn; Niestety -,-
    I ogólnie to zdrowia (chociaż już dwa tygodnie po xD) i żeby z rączką było dobrze i uważaj, bo teraz coraz więcej tego lodu będzie <_> Zachowaj szczególną ostrożność w okresie Wielkanocnym xD :*

    No i co? No i nic! Rudy cwel nadchodzi xD Jak cię Saki zobaczy się to się przeżegna xD No, ale artysta, więc rządzi się własnymi prawami i ma to wszystko w dupie xD No, a do tego jest rudy xD

    Czy ja ci mówiłam jak bardzo nie cierpię, nie nienawidzę tej niebieskiej suki, Konan?To ci teraz mówię xD Weź ją zabij, zmień, nie wiem cokolwiek, bo jak już widzę, tekst, że tam gdzieś siedzi jeszcze dziewczyna o niebieskich włosach to mnie szlag strzela i już kolejna dawka wkurwienia przychodzi jak ona daję te swoje teksty xD

    Sakura!!! KAC MORDERCA ATAKUJĘ! KRYĆ SIĘ! A nie... już się walnęła, i na dodatek ma częściową amnezję ._. Boże święty, co ona ćpała, piła, jarała, że nic nie pamięta?! O_O

    I ogólnie Deidara parę prostych wprowadził i Hidanek ma złamanego noska, ciekawa jestem jak zakończy się ten wątek SakuHida xD Czy to już koniec? xD
    Ogólnie trochę mi się go szkoda zrobiło jak powiedzieli, że idzie na piechtę, no ale zasłużył troszkę sobie xD

    No dobra to koniec -.- Serio... bo kurde nie wiem co jeszcze napisać oprócz tego, że rozdział świetny jak zwykle, może trochę za dużo śmiechu Deidary, ale po za tym cudowny <3
    Ja już czekam na więcej kurde, moje całe ferie zleciały mi na oczekiwaniu xD A tego dalej nie ma xD Co z tą ręką?! NIECH CI ODRASTA xD

    Pozdrawiam i przesyłam całusny :***
    ~ Nana, Grimm i Nnoi

    OdpowiedzUsuń